• Navigation:
  • Start
  • »
  • VARIA
  • »
  • Dr Bielawski and Eugenics

Dr Bielawski and Eugenics

This article is about Dr Oskar Bielawski - one of the most important and ardent Polish eugenicists. The  article is partially inspired by a new book by Artur Hojan - "Dr Bielawski i eugenika / Dr Bielawski and Eugenics". Before the war Dr Bielawski, as director of Koscian Asylum, propagated eugenic views and advocated sterilization of mental patients. During the war the Nazis changed the asylum in Koscian into the largest euthanasia centre in occupied Poland.

The article was published in one of the largest newspapers in Poland- 'Rzeczpospolita' on July 11, 2009.
Copyrights by 'Rzeczpospolita'.
Text in Polish only.

HIGIENA PSYCHICZNA
by
Agnieszka Rybak

Oskar Bielawski był znanym psychiatrą, po śmierci bohaterem ze spiżu. Teraz to nazwisko wraca w związku z odkrywaniem przemilczanej od lat tajemnicy – że Polska miała swoich eugeników. Do jego biografii życie dopisało zaskakującą puentę.

To, o czym nie przeczytamy w oficjalnej biografii, miało początek w 1935 r. w szpitalu psychiatrycznym w Kościanie, małym podpoznańskim miasteczku. Od lat 90. szpital ten nosi imię doktora Oskara Bielawskiego, przez wiele lat dyrektora placówki. – Prowincjonalne miasta żywią się swoimi mitami. Jednym z nich jest sylwetka dr. Oskara Bielawskiego – twierdzi Artur Hojan, badacz zbrodni nazistowskich, autor przygotowywanej do druku książki „Dr Bielawski i eugenika”. Gdy zainteresował się historią miasta, odkrył, że w przeszłości dyrektora szpitala istnieje tzw. okres eugeniczny. – W wolnym czasie napisałem na ten temat artykuł. Chciałem go opublikować w lokalnej prasie. Nikt nie był zainteresowany – opowiada Hojan.

Oficjalna biografia opublikowana przez Towarzystwo Miłośników Ziemi Kościańskiej zaczyna się tak: „Doktora Bielawskiego poznałem w 1948 r. Był wtedy 57-letnim, wysokim, szczupłym mężczyzną, o ciemnej czuprynie i czarnym małym wąsiku. Zawsze elegans et odorans. Był wtedy autorytetem w psychiatrii nie tylko dla nas, młodych lekarzy. Z każdego jego zdania, gestu, mimiki czy poczynania można było wyciągnąć wniosek o jego trosce o dobro powierzonego mu pacjenta”. Autorem tych słów jest Henryk Florkowski, uczeń i przyjaciel doktora. Nigdy nie krył fascynacji mistrzem.

Zwycięstwo na miarę Napoleona

O Bielawskim można się dowiedzieć, że urodził się w 1891 r. w Homlu, w rodzinie konduktora kolejowego wywodzącego się ze zubożałej szlachty kresowej. Jego przodkowie odnawiali mury Wawelu, projektowali na Kresach kościoły i nie przyjmowali pracy od rosyjskiego zaborcy, przez co doprowadzili rodzinę do materialnego upadku. Bielawski z dużym samozaparciem studiował medycynę w Dorpacie, a później w Odessie. „Były okresy, w których młody Bielawski, chcąc zaoszczędzić na posiłkach i opale, pozostawał całe przedpołudnie, do obiadu, w łóżku w nieopalonym pokoju. Z braku nafty uczył się w poczekalni dworca kolejowego” – pisze jego biograf Florkowski. Dyplom lekarski uzyskał w Odessie. Jeszcze podczas studiów został w 1914 r. jako podlekarz wcielony do armii rosyjskiej. Potem jednak służył w polskim wojsku, do którego w 1918 r. zgłosił się na ochotnika.

Po przejściu do cywila pierwszą pracę podjął w Dziekance pod Gnieznem. Rychło zasłynął z eksperymentalnego na owe czasy podejścia do chorych psychicznie: żadnego brutalnego wiązania, terapia poprzez pracę artystyczną, wyrozumiałość. Miał 38 lat, gdy w 1929 r., już jako dyrektor, trafił do szpitala w Kościanie. Przeprowadził tu rewolucję. Jednego dnia wypuścił z izolatek czterdziestu chorych uznawanych za agresywnych. Do tej pory przetrzymywani byli nago, spali na słomiankach, jedzenie podawano im przez otwory w drzwiach na metalowych, przywiązanych do łańcuchów miskach, ekskrementy usuwano zaś łopatą na długim kiju. Zmiany wymagały przełamania sprzeciwu nieprzyzwyczajonego do pracy z pacjentem personelu. Po latach Bielawski wspominał to jako zwycięstwo na miarę Napoleona. Zlikwidował wysoki mur odgradzający szpital. Część pacjentów, w celu socjalizacji, oddał do okolicznych rodzin, które miały się nimi opiekować w zamian za pracę. Wprowadził terapię sztuką, wymienił meble, by sale wyglądały estetycznie. Uczył personel, jak zdobyć zaufanie psychicznie chorego.

Koscian asylum.jpg

Przed jego przyjściem na szpital w Kościanie mówiono: „parszywy zakład”. Za Bielawskiego nazywano go „sanatorium”. Zajmowano się tam leczeniem neurastenii, histerii, nałogów, stosując wodo-, elektro-, światło-, radolecznictwo. Stosowano psychoanalizę i hipnozę.

Eugenika po polsku

Kto podsunął ambitnemu doktorowi psychiatrii myśl, by w zacisznym kościańskim kompleksie, w którym chorzy psychicznie mieli odzyskiwać równowagę, założyć redakcję pisma naukowego, które rozważało, jak pozbawić ich płodności? Jakkolwiek to się stało, trzeba powiedzieć: Bielawski nie był w swych zainteresowaniach odosobniony. To epoka dyktowała pewien trend. Jak pisze Magdalena Gawin w książce „Rasa i nowoczesność. Historia polskiego ruchu eugenicznego 1880 – 1953”, Polskie Towarzystwo Eugeniczne przed wojną liczyło ok. 10 tys. członków. Nawiązali kontakty zagraniczne, jeździli na kongresy populacyjne, zjazdy antropologiczne. Zwolennikiem myśli eugenicznej byli Tadeusz Boy-Żeleński i Maria Pawlikowska-Jasnorzewska. Pierwszy numer wydawanej w szpitalu w Kościanie „Higieny Psychicznej” wyszedł w 1935 r. Wstępny artykuł Oskara Bielawskiego, redaktora naczelnego pisma, nie pozostawia wątpliwości, że gazeta ma wyższe cele. „Starożytna Grecja z jej ideałem psychofizycznej piękności, próby selekcji ludzkiego gatunku uprawiane w Sparcie, wreszcie nauczania Sokratesa, Tomasza z Akwinu, Jeana Jacques’a Rousseau – wszystko to było właściwe szerzeniu idei higieny psychicznej. Im dalej, tym bardziej kierunek szedł ku zadaniom uwzględniającym potrzeby ludzkiej zbiorowości, a celem tych dążeń było zawsze wszak tylko chronienie ludzkości przed cierpieniem”. Recenzję artykułu o nieślubnych dzieciach Bielawski kończy refleksją: „Jeśli nawet projekt (reformy prawa małżeńskiego – A.R.) jest daleki od ideału eugenicznego, to jednak jest to duży krok naprzód na drodze do zmniejszania się ilości bezwartościowego potomstwa”. Słowo „bezwartościowego” opatrzone zostało stosownym podkreśleniem.

„Higiena Psychiczna” drukuje projekt ustawy eugenicznej autorstwa Leona Wernica, prezesa Polskiego Towarzystwa Eugenicznego. Widać dokładnie, że Wernic koncepcję prawną miał dopracowaną w każdym calu. W projekcie ustawy narzuca obowiązek badań lekarskich kandydatów do małżeństwa. Precyzuje, że metryka dostarczona urzędnikowi musi zawierać „najdokładniejsze dane rodowe dotyczące uzdolnień i chorób mogących przekazywać się dziedzicznie oraz wnioski lekarskie co do możliwości zawarcia małżeństwa”. Stan zdrowia przyszłej pary młodej powinien być badany dwa tygodnie przed ślubem. Bezżenni oraz małżeństwa, które w ciągu pięciu lat nie doczekają się potomstwa, miały płacić podatek na specjalny fundusz eugeniczny. Przepisy z zakresu eugeniki negatywnej (zakładającej uniemożliwianie płodzenia potomstwa) zakładają podział chorych przebywających w szpitalach ze względu na płeć oraz „racjonalne wyjaławianie płciowe jednostek chorych fizycznie, psychicznie, obciążonych dziedzicznie, które mogłyby pozostawać bez szkody na wolności i zawierać małżeństwa, lecz nie powinny posiadać potomstwa”. Wskazaniem dla tych praktyk są, zdaniem Wernica, głębokie zboczenia seksualne, ale także głuchota, ślepota i ciężki alkoholizm. Na łamach czasopisma pojawia się także przedruk ustawy eugenicznej, która w 1934 r. została przyjęta w III Rzeszy.

W 1936 r. „Higiena Psychiczna” zamieszcza relację Witolda Winiana z wycieczki – tak to chyba należy określić – do Niemiec. Autor przyglądał się tam pierwszym efektom wprowadzenia ustaw eugenicznych i był zaskoczony szybkością dokonywanych zmian. „W szpitalach dla psychicznie chorych każdy pacjent zwolniony na urlop czy wypisywany musi być uprzednio sterylizowany, jeśli wykryto u niego jedną z tzw. chorób dziedzicznych”. O Dachau pisze, że praca w tym obozie koncentracyjnym nie jest specjalnie ciężka. „Ciężką pracę wykonują skazani do domów pracy, ale na to potrzeba już wyroku sądowego”.

shock room.jpg

Redakcja zajmuje się też poziomem intelektualnym młodzieży. Poparta „badaniami” teza Ludwika Jaksa-Bykowskiego brzmi: „Poziom intelektualny młodzieży polskiej w najwyższych klasach naszych szkół średnich jest przeciętnie wyższy niż młodzieży żydowskiej”. Bielawski opatruje tekst krótkim komentarzem, że badania mają bezpośrednie znaczenie dla kierunku organizacji szkolnictwa oraz praktyki wychowawczej. Sam na łamach wypowiada się rzadko. O zadaniach higieny psychicznej pisze: „Dobro, powodzenie i szczęście indywidualne winno być przestrzegane przez higienę psychiczną, o ile nie stoi w kolizji z interesem ogółu”.

Eugenika w praktyce

Po lekturze „Higieny Psychicznej” wyłania się obraz lekarza, któremu przez wiele lat marzyło się wprowadzenie medycznej biowładzy, która miała zapewnić ludziom w białych fartuchach pełną kontrolę nad społeczeństwem i dokonywaniem oceny, które życie jest „mało wartościowe” – twierdzi Artur Hojan. Ostatni numer pisma wyszedł w 1938 r. W sierpniu 1939 r. Bielawski został powołany do wojska. Ranny 19 września trafia do Oflagu II B Arsnwalde – Choszczno, potem zaś do Oflagu II D Gross Born – Sulinowo, gdzie jest więziony do końca wojny. – Jednym z paradoksów tej historii jest fakt, że w szpitalu w Kościanie naziści urządzili największą w okupowanej Polsce placówkę eutanazyjną. Od stycznia do marca 1940 r. zamordowali tutaj w ramach programu eutanazyjnego ok. 3,5 tys. pacjentów: Polaków, Niemców i Żydów – mówi Hojan.

Kiedy Oskar Bielawski zdał sobie sprawę z tego, co stoi na końcu drogi, którą propagowała „Higiena Psychiczna”? Co pomyślał, gdy usłyszał, że kolega ze szpitala w Dziekance dr Wiktor Ratek po tym, jak stał się volksdeutschem, osobiście typował chorych do zagazowania? Z drugiej strony inni psychiatrzy – eugenicy, Karol Mikulski i Władysław Sterling, zginęli wraz z pacjentami.

Na te pytania nie znamy odpowiedzi. Pewne jest jednak, że po zakończeniu wojny niektórzy polscy eugenicy nie złożyli broni. Leon Wernic, członek komitetu redakcyjnego „Higieny Psychicznej”, a jednocześnie prezes Polskiego Towarzystwa Eugenicznego, reaktywował tę organizację, a Ministerstwo Zdrowia udzieliło mu w tym celu niedużego finansowego wsparcia. Magdalena Gawin pisze, że eugeniką było zainteresowane Ministerstwo Obrony Narodowej oraz Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Szef służby zdrowia w tym ostatnim resorcie płk Warman w 1946 r. pisał do Wernica: „Zawiadamiamy niniejszym, że dowiedzieliśmy się o wznowieniu działalności Polskiego Towarzystwa Eugenicznego i z prawdziwym zadowoleniem witamy odrodzenie Wasze”.

Z psychiatry neurolog

Z dokumentów na temat Bielawskiego obejmujących lata 1945 r. – 1950 r., znalezionych w Naczelnej Radzie Lekarskiej, wynika, że tuż po wojnie, będąc lekarzem w Poznaniu, usilnie starał się o uznanie specjalizacji neurologicznej. Był z tym problem, ponieważ w ostatnim urzędowym spisie lekarzy państwa polskiego z 1939 r. figurował jako psychiatra. Żeby rozwiać wątpliwości, powoływał się na prowadzenie placówki dla nerwowo chorych, jaką był Kościan, zaświadczenie z urzędu, że w latach 1930 – 1939 zasiadał w charakterze neurologa w komisji emerytalnej, a także – co ciekawe – właśnie na prowadzenie „Higieny Psychicznej”.

„Przy tej sposobności zaznaczam, że założyłem i redaguję od 1935 – 1939 jedyne w Polsce pismo z zakresu higieny psychicznej” – pisał. Zachowały się także kartki, na których projektował wzór godła: „Dr med. Oskar St. Bielawski, choroby nerwowe, porady z higieny psychicznej”. W całej tej korespondencji nie pada już jednak słowo „eugenika”, choć – jak pokazuje przykład Wernica – nie było ono zakazane.

W życiu Bielawski nie przejmuje się już teoriami, które przed wojną publikowane były na łamach „Higieny Psychicznej”. W 1950 r. żeni się po raz drugi z Elżbietą Imierowską, cudem ocaloną z Holokaustu, z którą według teorii dr. Ludwika Jaksa-Bykowskiego powinien spłodzić mniej wartościowe potomstwo. Z nowego związku Bielawski ma troje dzieci, a żona wkrótce zostaje dyrektorem Szkoły Pielęgniarstwa Neuropsychiatrycznego.

W 1952 r. władze Polski Ludowej odkryły, że eugenika i związana z nią sterylizacja mają „klasowo-rasistowskie podłoże”. Inspiracją są radziecki uczony Trofim Łysenko (ten sam, który siał groch na śniegu) i hodowca Iwan Miczurin. Rozprawiają się z genetyką, a przy okazji z eugeniką. W artykułach prasowych wspomina się, jakby mimochodem, o przedwojennych tendencjach eugenicznych w Polsce. O tym, że eugenicy w majestacie prawa, wspierani przez Ministerstwo Zdrowia i Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego działali jeszcze kilka lat po wojnie, prasa milczy.

Bielawski jako dyrektor szpitala w Kościanie działa jeszcze z rozmachem. Otwiera oddział odwykowy w Siekowie, szkołę pielęgniarstwa neuropsychiatrycznego w Kościanie, a także sanatoria: dla chłopców w Mościskach oraz dla dzieci w Cichowie „wśród lasów i jezior”. Jak jednak pisze Florkowski, od 1950 r., kiedy to podczas zjazdu psychiatrów polskich we Wrocławiu wyłożono oficjalnie „materialistyczno-dialektyczne” podstawy psychiatrii, doktor Bielawski mógł się spodziewać kłopotów.

Późnym latem 1952 r. w ramach wizytacji polskiego lecznictwa psychiatrycznego do Kościana zawitał prof. Snieżniewski z Moskwy. Bielawski ujął go swoim doskonałym, wyszlifowanym na uniwersytecie w Odessie rosyjskim i suto zastawionym stołem. Wkrótce po tej wizycie podczas Krajowej Narady Psychiatrów w Tworkach, gdzie Snieżniewskiego przyjmowano jak boga, rosyjski profesor skrytykował polską psychiatrię. Jako wzór do naśladowania postawił jednak słuchaczom Kościan i jego dyrektora. Sam Snieżniewski wsławił się w późniejszych latach poglądami dotyczącymi schizofrenii, które pozwalały represjonować dysydentów przez umieszczanie ich i „leczenie” w szpitalach psychiatrycznych.

To wystąpienie odroczyło wyrok na Bielawskiego, który nigdy nie wstąpił do partii, jednak nie na długo. W listopadzie 1955 r. w „Gazecie Poznańskiej” ukazuje się artykuł „Dyktator w białym fartuchu”. Według niego szef placówki w Kościanie szykanował członków partii, konkluzja była jasna: „Najwyższy czas, aby towarzysze z Ministerstwa Zdrowia zrozumieli, że dalsze utrzymywanie Bielawskich w Kościanie szkodzi interesom sanatorium, szkodzi interesom partii”. Ostatecznie Bielawskiego odwołano w kwietniu 1957 r., chociaż w jego obronie stanął pisarz Witold Wirpsza. „Jest coś tragicznego w sytuacji, w jakiej się ten lekarz znalazł. Porządkując zagmatwane sprawy i niezdrowe stosunki, trzeba umieć uszanować człowieka” – pisał. Nikogo jednak nie przekonał. Po wyrzuceniu z Kościana Bielawski pracował w przychodni zdrowia psychicznego w Poznaniu, organizował poradnię przeciwalkoholową. Po przejściu na emeryturę pracował do 80. roku życia jako lekarz psychiatra. Przeniósł się do Warszawy, dojeżdżał do poradni zdrowia psychicznego w pobliskim Otwocku. Zmarł w 1973 r.

Czyści i inni

O Bielawskim zrobiło się głośno w 1993 r., kiedy były pracownik szpitala w Kościanie oskarżył Bielawskiego o to, że na polecenie komunistów przetrzymywał Władysława Broniewskiego po śmierci jego córki Anki. W 1954 r. poeta był w Kościanie. Więzieni mieli tam być także akowcy. Rodzina Bielawskiego dwukrotnie wygrała w tej sprawie proces o zniesławienie.

Kilka lat temu podobne zarzuty postawił w filmie dokumentalnym „Errata do biografii” dziennikarz Maciej Gawlikowski. Telewizja po zapoznaniu się z wyrokami sądowymi zamieściła sprostowanie i odłożyła film na półkę, co rozpoczęło dyskusję w Internecie o półkowniku.

Do historii Oskara Bielawskiego życie dopisało puentę. Jeden z czołowych szwedzkich dzienników „Dagens Nyheter” 20 sierpnia 1997 r. na czołówce napisał: „W 1946 r. Szwecja pobiła światowy rekord. Żaden inny kraj nie wysterylizował tak wielu »gorszych« ludzi: mieszanych rasowo, samotnych matek z wieloma dziećmi, dewiantów, Cyganów i innych »przybłędów«”. W ten sposób ujawniona została sprawa przymusowej sterylizacji osób „niepożądanych”, która dotąd stanowiła temat tabu. Krajem wstrząsnął skandal. Gazeta w obszernych artykułach przez trzy dni z rzędu opisywała, jak dwie przyjęte przez aklamację ustawy spowodowały, że w majestacie prawa w Szwecji wysterylizowano ok. 60 tys. osób, z czego 95 proc. stanowiły kobiety. Przepisy dopuszczające sterylizację obowiązywały w Szwecji do 1975 r. W chwili publikacji artykułów żyło jeszcze 25 tys. ofiar tych praktyk. Autorem artykułów był Maciej Zaremba.

Zaremba jest synem Oskara Bielawskiego. Jako 18-letni chłopak po Marcu ’68 wyemigrował z matką i rodzeństwem do Szwecji. Był pielęgniarzem, pracownikiem na budowie, operatorem dźwigu. Gdy w Polsce wybuchła „Solidarność”, zaczął pisać o tym do szwedzkiej prasy. Teksty podpisywał pseudonimem Zaremba – od rodzinnego herbu – by bez przeszkód pod nazwiskiem Bielawski podróżować do kraju.

Na temat sterylizacji trafił przypadkiem. Dziś opowiada, że był wstrząśnięty, kiedy odkrył, że coś takiego się w ogóle zdarzyło. Gdy zaczął drążyć temat, okazało się, że są o tym zaledwie wzmianki. Szwedzcy historycy udzielali wymijających odpowiedzi. Z pomocą przyszła historyk łotewskiego pochodzenia Maija Runcis. Dzięki niej dotarł do dokumentów lekarskich. Zaremba podkreśla, że ustawy sterylizacyjne forsowane były przez szwedzką socjaldemokrację. Przedtem tłumaczono: to były ustawy o dobrowolnych sterylizacjach, niestety nadużywane przez reakcyjnych lekarzy. Tak jednak nie było.

Pod naciskiem mediów w Szwecji powstała specjalna komisja, która miała przeprowadzić dochodzenie, ustalić ofiary i wypłacić im odszkodowania. Odbyło się to w ciągu dwóch lat według wyjątkowo prostej procedury. Pokrzywdzeni mieli tylko podać, gdzie i kiedy przeprowadzono na nich operację. Zaremba zwraca uwagę, że niemal takie same przepisy eugeniczne obowiązywały również w Danii, Norwegii, Finlandii i na Islandii. Żaden z tych krajów nie zdobył się jednak na to, by wypłacić odszkodowania. Szwecja jest tu wyjątkiem.

Pracując nad swoimi artykułami, Zaremba nie wiedział, do jakiego stopnia w ruch eugeniczny był zaangażowany jego ojciec. Wspomnienia z rozmów przy stole dotyczą nagonek, jakie stosowały władze wobec rodziców. Temat higieny psychicznej pojawił się tylko przy okazji wspomnień z pobytu Oskara Bielawskiego w oflagu. Opowiadał, jak będąc jednym z niewielu lekarzy w obozie, zmuszał swoich kolegów oficerów, żeby codziennie byli ogoleni, umyci, żeby wszystkie guziki były poprzyszywane. I żeby się zachowywali jak na wolności, bo inaczej obóz ich odmieni. Z tym kojarzyła się Zarembie higiena psychiczna.

Kiedy dzisiaj Zaremba zastanawia się, w jaki sposób ojciec godził szacunek do chorych z ideą, zgodnie z którą niektórzy z nich mieli być pozbawieni płodności, podejrzewa, że to wpływ epoki. Wśród tego pokolenia – Bielawski urodził się przecież pod koniec XIX w. – panowała arystokratyczna pogarda dla brzydoty, głupoty i ludzkiej słabości. Nietzsche siedział im w głowie. Czyta teraz manuskrypty ojca, by to zrozumieć.

Książka Zaremby „Czyści i inni” wyszła w Szwecji w 1997 r. Wtedy historia eugeniki w Europie Środkowej nie była jeszcze zbadana. Teraz czeka na polskie tłumaczenie, co wymaga dopisania rozdziału o eugenice w Polsce. Zaremba przyznaje, że nie może pominąć wkładu ojca w polski ruch eugeniczny.